USA, Meksyk, 1-15.10.2013

1.10.2013 – Mount Lemmon – 134km
Ponieważ mogłem zostać u Daniela i jego rodziny kolejną noc zostawiłem przyczepkę i część rzeczy i wcześnie rano wyjechałem na wspinaczkę na pobliską górę Mount Lemmon, na której znajduje się obserwatorium astronomiczne uniwersytetu Arizona. Podjazd całkiem długi jednak niezbyt stromy. Ponad 60km z przewyższeniem 2100m w górę i nachyleniem max 5-7%. Nie śpiesząc się i podziwiając widoki na szczyt wjechałem po 16:00. Temperatura 15st.C. Ze szczytu widać całe Tuscon i okoliczne mniejsze górki. Ciekawe są także piętra roślinności. Z lasu kaktusowego wjechałem w strefę sosen powyżej 2000m. Znaki ostrzegają również o występujących tu niedźwiedzich, jednak żadnego nie widziałem. Zjazd do Tucson zajął mi ponad półtora godziny. Bez szaleństw osiągnąłem prędkość maksymalną ponad 60km/h. W domu Daniela czekała na mnie kolacja, piwo i lody. Ponieważ kilka ostatnich dni było dosyć płaskich dzisiejszy podjazd nawet trochę mnie zmęczył. Jutro płaski etap do Nogales na granicy z Meksykiem.

2.10.2013 – Tucson – Nogales – 126km
Tuż po siódmej po śniadaniu pożegnałem Daniela i jego rodzinę i po 20km byłem już poza Tucson. W nogach odczuwałem wczorajszy podjazd na Mount Lemmon. Dzisiejszy etap był jednak bardzo płaski. Przeszkadzał jedynie lekki wiatr z południa. Większość trasy to jazda wzdłuż autostrady drogą serwisową. Pod wieczór dojechałem do Nogales, gdzie znajduje się granica z Meksykiem. Jutro z samego rano żegnam USA i witam Meksyk.

3.10.2013 – Nogales – Santa Ana – 136km
O świcie zwinąłem namiot i podjechałem do granicy USA z Meksykiem. Do Meksyku kolejki nie ma, do USA kolejka spora. Na granicy urzędnik wypełnił za mnie wniosek, wbił kolejną pieczątkę w paszporcie oraz wpisał mnie do komputera. Wjazd do Meksyku dosyć kosztowny. Możliwość pobytu turystycznego do pół roku to opłata 26 dolarów. Różnica pomiędzy amerykańską, a meksykańską częścią miasta Nogales jest ogromna. Za wysokim murem oddzielającym oba kraje wszystko było inne. Wąskie i dziurawe drogi, tłok na ulicach i meksykanie, którzy bardziej niż amerykanie przyglądają mi się, pozdrawiają i zaczepiają. Meksyk trochę przypomina mi Indie, chociaż tutaj kierowcy nie jeżdżą tak tragicznie jak hindusi. Z Nogales wyjechałem tak szybko jak do niego wjechałem. Na stacji paliw kupiłem wodę i małe ciasto i tu zaczęły się kolejne problemy. Na kolejnej stacji nie mogłem wybrać pieniędzy z bankomatu ani zapłacić kartą. Próbowałem jeszcze kilka razy na innych stacjach i bankomatach jednak na marne. Bez pieniędzy, jedzenia i możliwości zapłaty dolarami jechałem dalej w poszukiwaniu telefonu, z którego mógłbym zadzwonić do banku. W jednym z miasteczek udało mi się złapać WiFi i zalogować na stronie bankowości internetowej. Okazało się, że bank zablokował moją kartę płatniczą zupełnie nie wiedziałem dlaczego. Dziwne, ponieważ inaczej niż w USA transakcja była potwierdzona pinem a nie podpisem. Dobrze, że chociaż wodę można dostać wszędzie za darmo bez żadnego problemu. Pod wieczór zatrzymał mnie radiowóz, z którego wysiadło dwóch policjantów. Przedstawili się, spisali moje dane i spytali o cel podróży. Na koniec rozmowy życzyli powodzenia i bezpiecznej drogi. Nocleg w namiocie za pozwoleniem gospodarza na rancho kilkaset metrów od autostrady.

4.10.2013 – Santa Ana – Hermosillo – 166.5km
Dzień jak zwykle zacząłem ze wschodem słońca. Dzień trwa mniej więcej tyle co noc, więc mam około 12h na jazdę. Na stacji paliw udało mi się dodzwonić do banku i odblokować kartę płatniczą. Okazało się, że bank zastrzegł moją kartę, ponieważ podejrzewał, że została skradziona. Koszt siedmiominutowej rozmowy 120 pesos. Dobrze, że karta została odblokowana natychmiast, mogłem zapłacić za rozmowę. Na stacji był bankomat, więc wybrałem gotówkę oraz kupiłem wodę i kilka bułek na śniadanie. Poradziłem sobie z jednym kłopotem, a już zapowiada się kolejny. Na obręczy zauważyłem małe pęknięcie koło szprychy w tylnym kole. Koło ma już przejechane ponad 12.000km, więc pewnie wkrótce będę musiał rozglądać się za nowym. Kilka innych rzeczy również nadaje się do wymiany. Dziurawy kapelusz, niedziałająca MP3-ka czy coraz bardziej podarty śpiwór to tylko część wysłużonego już sprzętu. Dalsza część trasy była dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem niż blokada karty. Policja, która patrolowała autostradę z niewiadomych dla mnie przyczyn zaczęła jechać poboczem kilka metrów za mną. Okazało się, że dla mojego bezpieczeństwa, ponieważ w zeszłym roku zginął na tym odcinku drogi pewien Włoch potrącony przez ciężarówkę. W drodze do Hermosillo było kilka zwężeń przez remont nawierzchni, radiowóz skutecznie blokował pojazdy, aby nie wyprzedzały na wąskich odcinkach. Jeden z policjantów zaproponował, że mogę spać na posterunku, ponieważ to duża stacja. I tak trafił mi się nocleg w zbiorowej sali z policjantami jednostek specjalnych meksykańskiej policji federalnej.

5.10.2013 – Hermosillo – Guaymas – 146km
Zgodnie z umową o 6:00, kiedy jeszcze większość policyjnej rezerwy jeszcze spała opuściłem dobrze strzeżone bramy policyjnego posterunku i wyjechałem w poszukiwaniu supermarketu, aby uzupełnić zapasy jedzenia. Kilka kilometrów za miastem ponownie dołączył do mnie radiowóz, który jechał za mną cały dzień. Sądziłem, że eskorta będzie jechać tylko na odcinku, gdzie zdarzył się wypadek, czyli pomiędzy Santa Ana i Hermosillo. Po rozmowie z policjantem, który mówił po angielsku okazało się, że ogon mogę mieć aż do granicy z Gwatemalą. Oczywiście wolałbym jechać bez asysty policji. Nie czuję się w niebezpieczeństwie. Meksykanie reagują na mój widok raczej pozytywnie i zadają te same pytania co amerykanie, czyli gdzie jadę, ile kilometrów dziennie lub skąd jestem. Oprócz tego sporo trąbią, pokrzykują, gwiżdżą i pokazują kciuk uniesiony w górę. Przy autostradzie zjadłem swoje pierwsze prawdziwe meksykańskie tacos za 16$, czyli jakieś 4zł. W Meksyku podobnie jak w USA ceny są oznaczone symbolem dolara. 1$ to 1 peso. Meksykanie jako pierwsi wprowadzili ten symbol, a amerykanie sobie go później pożyczyli. Nocleg w tanim motelu w Guaymas. Pod wieczór spacer do marketu po lody.

6.10.2013 – Guaymas – Ciudad Obregon – 138km
Rano o 7:00 pod motelem, w którym spałem miała czekać na mnie policja. Ponieważ nikogo nie było wyjechałem z Guaymas bez eskorty. Oczywiście zbyt długo swobodą się nie nacieszyłem, ponieważ kilka kilometrów za miastem za plecami miałem już radiowóz z dwoma policjantami w środku. Po drodze zrobiłem tylko kilka zdjęć zatoki Oceanu Spokojnego i kilku ptaków, między innymi czapli i pelikanowi. Dalej już tylko zmierzałem szybko do Obregon ze średnią prędkością ponad 20km/h, do którego wjechałem już po 14:00 po 138km. Gdzieś na trasie wykręciłem 20000 kilometrów od początku wyprawy. Płasko, trochę wiatru w plecy, zwiększona motywacja dzięki asyście radiowozu i dzień zakończony o 15:00 w tanim motelu ze zniżką. Tuż po wjeździe do miasta Policja Federalna oficjalnie z przekazaniem i podpisaniem dokumentów przekazała mnie „pod opiekę” Policji miejskiej. Wieczorem spacer po mieście, a na kolację melon i banany.

7.10.2013 – Ciudad Obregon – Estation Don – 159km
O 5:00 obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Okazało się, że policjant zamiast przyjechać po mnie o 7:00 źle mnie zrozumiał i zjawił się dwie godziny wcześniej. Ta cała ochrona zaczyna być już trochę bardziej męcząca niż zabawna, a do tego wciąż uważam, że zupełnie niepotrzebna. Wyjechałem z motelu przed 6:30 z asystą radiowozu. Warunki sprzyjające do południa potem lekki wiatr z przodu. Po 75km dojechałem do miasta Navojoa, gdzie zatrzymałem się na godzinę w restauracji. Potem zmienił się radiowóz i do 17:00 gdzie zakończyłem jazdę jechał za mną jeden policjant. Nocleg na tarasie restauracji przy autostradzie w Estation Don dzięki pomocy policjanta i uprzejmości właścicieli restauracji. Na kolację pyszna enchilada, czyli ryż z kukurydzą, frytki, dwa kawałki kurczaka i sałatka. Wszystko polane ostrym sosem. Na przystawkę tortilla z serem i potrawką z fasoli. Z obręczą coraz gorzej. Dobrze się jej przyjrzałem i znalazłem trzy niewielkie pęknięcia przy szprychach.

8.10.2013 – Estation Don – Guasave – 101km
Spanie blisko autostrady ma jedną dużą wadę, jest głośno a niektóre ciężarówki potrafiły by zbudzić umarłego. Kilka z tych wielkich maszyn obudziło mnie w nocy. Wcześnie rano zrobiło się głośno, więc jeszcze przed wschodem słońca byłem już na drodze. Kilometr za Estation Don minąłem granicę stanów Sonora i Sineola. Dopiero w okolicach miasta Los Mochis dołączył do mnie radiowóz. Nie wiedziałem dlaczego ale policjantowi bardzo zależało na tym, aby mnie zawieźć do Guasave. Po przejechaniu 100km zapakowałem rower do radiowozu i w ekspresowym tempie znalazłem się w Guasave. W mieście czekał na mnie szef ochrony cywilów stanu Sonora wraz z asystentem oraz kilku lokalnych dziennikarzy. Po kilku wywiadach Pan Efren zabrał mnie na małą wycieczkę po okolicach Guasave. W restauracji na plaży Oceanu Spokojnego w asyście policji miejskiej zjedliśmy sałatki z owoców morza. W sumie pierwszy raz podczas tej wyprawy miałem okazję pospacerować po plaży. W drodze powrotnej do miasta zwiedziliśmy jeszcze muzeum oraz ruiny Kościoła katolickiego zbudowanego przez Hiszpanów w siedemnastym wieku. Nocleg w tanim motelu.

9.10.2013 – Guasave – Guamuchil – 89km
Z Guasave do Guamuchil jest około 45km jednak dziś wykręciłem prawie 90 km, a dzień był naprawdę ciekawy. Na śniadanie jajecznica z fasolą. Później w eskorcie trzech samochodów dwugodzinny przejazd do Guamuchil. W Guamuchil były dziś dwa wydarzenia. Przyjazd Damiana i cotygodniowy przejazd rowerzystów z Guamuchil dookoła miasta. Tuż po przyjeździe do miasta czekał mnie wywiad dla lokalnej telewizji i innych mediów. Spotkałem się również z prezydentem miasta i odwiedziłem ratusz. Następnie Antonio, pracownik urzędu ze znajomością angielskiego oprowadził mnie po mieście i muzeach. Jednym z nich było muzeum Pedro Infante, znanego meksykańskiego piosenkarza i aktora, który pochodzi właśnie z Guamuchil. Pod wieczór czekała mnie przejażdżka organizowana przez miejscowy klub kolarski Mochomos. Ponad 200 osób z miasteczka co tydzień przy wsparciu policji robi sobie godzinną rundkę uliczkami miasta. Tyle osób, a poñchio, czyli flaka złapałem ja. Na szczęście szybka zmiana dętki została nagrodzona brawami przez uczestników rajdu. Na koniec ciekawego dnia kolacja z tacos pastor i tamales.

10.10.2013 – Guamuchil – Culiacan Rosales – 116km
Rano po śniadaniu w hotelowej restauracji z Antonio wyjechałem z Guamuchil i ruszyłem na południe. Policja dołączyła do mnie po około 40km. 30km przed Culiacan ponownie skorzystałem z okazji i policyjnym pick-up’em przejechałem całe zatłoczone centrum Culiacan. Przed miastem i tak jechało by się koszmarnie z powodu remontu i zwężeniu drogi. Policjant najpierw zawiózł mnie do centrali policji federalnej, gdzie dosiadł się drugi, starszy i wyższy stopniem, a następnie obaj zawieźli mnie do hotelu, za który nie musiałem płacić. W dodatku miałem do dyspozycji dwa posiłki w hotelowej restauracji, z których oczywiście skorzystałem. Popołudniu krótki spacer do marketu po owoce i lody.

11.10.2013 – Culiacan – Playa Ceuna – 120km
Do śniadania w hotelowej restauracji dołączyło do mnie dwóch policjantów, którzy potem eskortowali mnie w porannej części podróży. Jeszcze w Culiacan przez kilka kilometrów jechał ze mną kolarz, w którym zamieniłem kilka zdań. 120km w okolice miasta La Cruz przejechałem do 14:00 ze średnią prędkością ponad 22km/h. Płaski etap i lekki wiatr w plecy. Po drodze zatrzymałem się tylko kilka razy w cieniu na krótki odpoczynek. Pomiędzy wyjazdem z Culiacan, a La Cruz i tak nie było żadnej stacji ani restauracji, gdzie można by posiedzieć dłużej. Na stacji paliw koło La Cruz kupiłem kilka butelek wody i parę bułek. Policjanci zdziwi się, że dzisiejszą noc chcę spędzić na plaży, ale nie mieli nic przeciwko. Podjechali razem ze mną na plażę, a po wspólnym zdjęciu odjechali. Całe popołudnie spędziłem w cieniu pod namiotem z liści palmowych gapiąc się w wody oceanu. Plaża w Ceuna nie jest tak szeroka, jak w Guasave i jest tu sporo kamieni ma jednak jedną wielką zaletę. Oprócz mnie i kilku osób, które przyjechały na chwilę, aby zobaczyć zachód słońca nie było nikogo. Tutaj sezon zaczyna się w zimie kiedy ludzie z północy (amerykanie i kanadyjczycy) zwani snowbirds przyjeżdżają tu camperami, aby spędzić kilka miesięcy zamieniając mroźną pogodę na tropikalny raj. Po pięknym zachodzie słońca fale już nie były takie duże, a szum oceanu głośny. Spanie na plaży w śpiworku.

12.10.2013 – Playa Ceuna – Mazatlan – 100km
Spanie na plaży miało swoje zalety, ale i kilka minusów. Po zachodzie słońca zjawiły się komary i muszki, które trochę mnie pogryzły. Do śpiwora nie mogłem się schować, ponieważ jeszcze przez wiele godzin było gorąco. Rano poranna kawa na stacji paliw, gdzie spotkałem się z moją policyjną eskortą. Całe przedpołudnie bardzo wilgotne, a reszta dnia upalna. Szybka setka do 12:30 i odpoczynek w klimatyzowanym pokoju motelowym w Mazatlan. W międzyczasie godzinna drzemka i kolacja z buritos z sokiem z melona.

13.10.2013 – Mazatlan – Esciunapa – 102km
Strategia jazdy w Meksyku i Ameryce Środkowej zmieniła się znacznie. Rano kiedy jest chłodno, ale bardzo wilgotno jadę szybko, aby zdążyć przed popołudniowym upałem i temperaturami w okolicach 40st.C. Na płaskich etapach 100km wykręcam do 12-13stej i całe popołudnie odpoczywam w cieniu, zwiedzam, poznaję Meksyk. Dziś właśnie było dokładnie tak samo. Rano szybko wydostałem się z miasta, potem dołączył do mnie radiowóz i po 100km zjechałem do pięknego miasteczka Esciunapa, gdzie zatrzymałem się w hotelu San Francisco, który wygląda jak klasztor. Muszę przyznać, że takie miejsca mają swój charakter i zdecydowanie wolę taki hotel niż wielogwiazdkowe luksusy. Późnym popołudniem spacer po centrum, a na kolację owoce mango, melon, banany i brzoskwinie. Arbuza bym zjadł, ale same giganty po kilka kilogramów, więc nawet dźwigać się nie chce.

14.10.2013 – Esciunapa – Tepic – 166km, 1200m w górę
Rano policjant namierzył mnie już na stacji paliw na porannej kawie. Po godzinie jechał za mną już inny policjant ze stanu Nayarik, jest to już trzeci meksykański stan, do którego wjechałem. Pierwsza część dnia łatwa i przyjemna z wiatrem w plecy. Popołudniu zaczęły się schody, a raczej podjazdy. Na dodatek zabrakło mi wody, ponieważ przez dłuższy czas na autostradzie nie było żadnej stacji paliw. Dopiero kilka kilometrów przed Tepic przy bramkach do pobierania opłat za przejazd autostradą był sklepik, gdzie zaspokoiłem pragnienie. Dwie godziny bez wody w temperaturze 40st.C bardzo mnie osłabiły. Nocleg w pierwszym napotkanym motelu w Tepic. Kilka soczystych owoców na kolację, kilka litrów płynów i chłodny prysznic postawiły mnie na nogi. Wieczorem nad miastem przeszła burza. Pogrzmiało, pobłyskało i spadło kilka kropel z wielkiej ciemnej chmury.

15.10.2013 – Tepic – Ixtlan del Rio – 93km, 1000m w górę
Policja dołączyła do mnie dopiero po 40km. Przez kawałek jechał za mną sam szef policji z Tepic. Przywitał się ze mną, zrobił zdjęcie, życzył powodzenia i odjechał zostawiając za mną radiowóz z dwoma młodymi policjantami. Wczoraj miałem jeden długi podjazd, a dziś kilka krótszych i trochę szybkich zjazdów. Jazdę zakończyłem w miasteczku Ixtlan już po 13:00, kiedy zaczynało się robić upalnie. Jutro podobny dystans do miasta Tequila w stanie Jalisco. Spanie w tanim motelu w centrum a na obiadokolację meksykańska kuchnia. Tacos dorados i sok z ananasa. 21000 kilometrów przekroczone. Od kilku dni obserwuję zmianę szaty roślinnej. Zniknęły kaktusy i palmy, a w ich miejsce pojawiło się więcej zieleni, lasów i zwierząt.